home
***
CD-ROM
|
disk
|
FTP
|
other
***
search
/
Aminet 30
/
Aminet 30 (1999)(Schatztruhe)[!][Apr 1999].iso
/
Aminet
/
demo
/
mag
/
wpz-ymadlo02.lha
/
Ymadîo02
/
Teksty
/
099
< prev
next >
Wrap
Text File
|
1999-01-12
|
10KB
|
279 lines
8 ð03º35Storyð04º01
Artur byî mîodym czîowiekiem,
który, jak wielu jego rówieôników
chciaî zostaê sîawnym i wpîywowym
awanturnikiem. Za co sië jednak
zabraê? Postanowiî zostaê
Wojownikiem. Po roku szkolenia jego
duma byîa zbyt duûa, lenistwo
ogromne. Nie chciaî sië
podporzâdkowywaê reguîom ustalonym
przez swojego mistrza. Odszedî nie
ukoïczywszy go. Pragnâî czegoô
wiëcej, czegoô, co byîoby îatwe i nie
wymagaîo od niego wiëkszego
zaangaûowania. Wîóczyî sië bez celu
po mieôcie, starym, dobrym
miasteczku, które znaî doôê dobrze.
Tu sië wychowaî, tutaj ma kolegów.
Ojciec zareagowaî beznamiëtnie na
jego decyzjë o odejôciu z fabryki
Wojowników. Takâ nazwë zyskaî sobie
ów czîek prowadzâcy szkolenia na të
profesjë w mieôcie. Rodzina byîa
biedna, trzech braci chîonëîo caîe
zarobki ojca i nikt nie chciaî mu daê
pieniëdzy na studia, studia
magowskie, które miaîy ogromnâ sîawë
w tych czasach. Ojciec nie daî rady
uzbieraê pieniëdzy, tak duûej kwoty.
Z resztâ oprócz Artura miaî inne
pociechy. Tak wiëc chîopak postanowiî
samemu zarobiê na naukë. Tydzieï
pracy u kowala zakoïczyî sië
wyrzuceniem z roboty. Miesiâc u
szewca równieû. Tak, pracownik byî z
niego mizerny. Spotkaî kilku starych
kumpli, podzieliî sië z nimi swoimi
troskami. Koledzy z radoôciâ
oznajmili mu iû jego zmartwienia mogâ
sië rozwiaê, gdyû jest okazja
zarobienia duûej kasy bez wiëkszego
wysiîku. Oczywiôcie Artur wiedziaî o
co chodzi, od razu po twarzach kumpli
moûna byîo to dostrzec. Ale cóû mam
do stracenia - pomyôlaî. Plan byî
prosty. Pewien Magik, niezbyt dobrej
sîawy, ma sklep. Fajne rzeczy tam
trzyma, artefakty, róûdûki, ksiëgi i
tym podobne. Koledzy nie naleûeli do
tych mâdrzejszych i dla nich zwykîy
miecz byî artefaktem, jeôli znajdowaî
sië w sklepie Maga. Trzeba jeszcze
wyczaiê czy czasem staruch nie
zakîada jakiô puîapek magicznych -
powiedziaî jeden - wiesz, takie tam
cudeïka, duperele jak to Magicy lubiâ
robiê. Idú no Artusiu do tego
sklepika, no i sprawdú to i owo. Jak
tam co znajdziesz, to powiedz nam. My
wparujemy póúniej nockom i
îokradniemy sklep. Ty ino sprawdú
puîapki, a kasë podzielimy
sprawiedliwie na nas czterech.
Koleûków miaîo iôê trzech... Artur
pomyôlaî, ûe to dobry interes, on nic
nie ryzykuje, tylko musi sprawdziê
puîapki... ha, prostota. Skoczyî do
domu, ubraî sië odôwiëtnie. Do
sakiewki napchaî gwoúdzi i innych
brzëczków, które to miaîy by
zamaskowaê jego biedotë. Gdy sakiewka
zdawaîa sië byê peîna i îadnie
pobrzëkiwaê, sprawdziî jeszcze czy
czasem jakiô gwóúdú nie wystaje i w
te pëdy poszedî do karczemki, w
której przesiadywali koleûkowie. Gdy
tylko przekroczyî próg rozlegîy sië
gromkie ômiechy kumpli i tupanie z
radoôci. I co was tak ômieszy durnie?
- krzyknâî Artur. A no nic, aleô sië
wystroiî! A ta sakiewka to co?,
wyglâda na peînâ! Po szybkim
obmacaniu jej zawartoôci pisnâî lekko
i zaczâî ssaê palec. Co ty tam
trzymasz? Nie waûne - odpowiedziaî
Artur, teraz ja tam polezë, zobaczë
co i jak, bëdë udawaî szlachcica, a
to lepiej mi pozwoli wymacaê sprawë.
Chyba takiego îachudry jak ty to ten
Magik nie wpuôci do sklepu, nie?
Spokojnie, Artuô, nie denerwuj sië.
Najwaûniejsze ûeby Ci nerwy nie
puszczaîy, bo to przecie delikatna
sprawa, a jak ogólnie wiadomo
Magikowie sâ strasznie podejrzliwi.
Biegnij tam co koï skoczy, a my tu
bëdziemy plany urzâdzaê, coby nam sië
wszystko nie pogmatwaîo. I tak oto
chîopak poszedî przed siebie w stronë
sklepu, którego to poîoûenie bardzo
dokîadnie koleûkowie mu sprecyzowali.
We wskazanym miejscu, na skrzyûowaniu
dwóch ulic, na rogu staî maîy sklepik
z napisem "Magija". Artur wziâî
gîëboki wdech i przeszedî przez drzwi
prowadzâce do sklepu. Zaczâî
rozglâdaê sië dookoîa oglâdajâc
dziwne mikstury, laski, ksiëgi,
pergaminy. Nigdzie jednak nie byîo
wspomnianych artefaktów. Magika nie
byîo w zasiëgu wzroku. Pewnie zrobiî
sobie przerwë i zapomniaî stary
sklerotyk zamknâê sklepu. Podszedî do
regaîu z ksiëgami. Wziâî do rëki
jeden ze starych, zuûytych tomów.
Otworzyî go spoglâdajâc na tytuîowâ
stronë, gdzie znajdowaî sië rysunek
jakiejô dziwnej postaci. Kolejne
kartki przedstawiaîy zapiski autora o
sobie. Byîa to ksiëga zapewne z
magiâ, jak kaûdy mîodzieniec mógîby
wywnioskowaê po szybkich oglëdzinach.
Kolejne stronice przerzucaî z wielkim
zaciekawieniem. Czas zdawaî sië staê
w miejscu. Ciekawe nazwy, dziwne
zwroty stawaîy sië coraz bardziej
pochîaniajâce. Zaklëcia znajdujâce
sië na nich byîy caîkiem
niezrozumiane dla Artura, lecz samo
trzymanie magicznego tomu i oglâdanie
tudzieû obrazków, tudzieû runów same
w sobie stanowiîy wspaniaîâ rzecz.
Zafascynowany do granic moûliwoôci
zaczâî niczym maîe dziecko naôladowaê
Maga trzymajâc w jednej rëce ksiëgë a
drugâ wymachujâc i szepczâc po cichu
dziwne sîowa, a raczej mamrotaê. Gdy
w wyobraúni wykaïczaî ognistymi
kulami hordë Orków, tworzâc przy tym
realistyczne efekty dúwiëkowe
zobaczyî za kotarâ prowadzâcâ do
sâsiedniego pomieszczenia postaê
starszego mëûczyzny chichoczâcego i
starajâcego sië powstrzymaê od
ômiechu. Speszony zamknâî poôpiesznie
ksiëgë i odîoûyî jâ z powrotem na
regaî. Poczuî ciepîo na caîej twarzy.
Chyba sië czerwienië - pomyôlaî.
Mëûczyzna wyszedî z póîmroku
pochrzâkujâc i gîëboko uômiechajâc
sië. Nie wyglâdaî wcale na
zgrzybiaîego Maga, jak to mu koledzy
opowiadali. Podszedî do Artura i
ledwo otworzyî usta, zatoczyî sië
lekko i gîoôno zaczâî sië ômiaê
zakrywajâc twarz. Hahahaha, pan
wybaczy, ale... hahehe... tak oto
wyglâdaîa wypowiedú Magika, którym
prawdopodobnie byî owy czîowiek.
Artur nie wytrzymaî i krzyknâî -
raczy sië pan przestaê ômiaê?! Na të
wypowiedú Mag posîaî w jego kierunku
kolejnâ serië chichotów. Artur nie
bardzo wiedzâc co zrobiê, zaczâî sië
podômiewaê lekko z nim. Ojjjjjjj...
hehe, dawno sië tak nie uômiaîem
mîody czîowieku. Cóû to byîy za
potëûne czary?, hehe, smoka waôê pan
by powaliî... Na widok wypeînionej
sakiewki lekko spowaûniaî i miîym
tonem zapytaî - Co sobie pan ûyczy?
Artur poczerwieniaî jeszcze bardziej
i powiedziaî, ûe wîaôciwie to sam nie
wie. Moûe jakâô miksturë, która by go
wspomogîa w walce. Udawaî
awanturnika, choê Magik najwidoczniej
nie traktowaî go powaûnie. Mam tutaj
kilka. Ale proponowaî bym jakâô
ksiëgë z czarami, zapewne przeciwnicy
popadajâ ze ômiechu i nie bëdzie
potrzebna walka... na te sîowa zaczâî
ponownie swój gromki ômiech. A
waêmoôê czym mi zapîaci, gwoúdziami?
Artur spojrzaî na sakiewkë, z której
pojedynczo wystawaîy maîe gwoúdziki.
Magik nie wytrzymaî i przyklëkî
upajajâc sië swoimi ûartami i
krzyczâc z rozbawienia. Artur nie
wytrzymaî i wybiegî przez drzwi
czujâc sië niezmiernie oburzonym.
Pospiesznie wróciî do karczemki i
poinformowaî koleûków iû puîapek
ûadnych nie znalazî, a Magik jest
jakiô dziwny i nie wyglâda na
takiego, co zakîada alarmy i inne
duperele. Wypowiedú prosta i zwiëzîa.
Umówili sië, ûe rano przyjdâ z îupem
i bëdâ go dzieliê. Zbiórka o ôwicie w
melinie na zachodniej. Dobrze znane
miejsce, moûna bez obawy wnieôê duûe
sakwy do jednego z pokoi i tam
podzieliê îupy. Tej nocy Artur nie
mógî spaê. Rozmyôlaî o magii,
sklepie, zîodziejstwie. Co ten biedny
Magik pocznie bez sklepu, zostanie
ûebrakiem? Przecieû to jego
caîoûyciowy dobytek. Nie wyglâdaî na
bogatego. A te zbiry na pewno zabiorâ
wszystko, wszystko! Skoro ôwit wstaî.
Z resztâ i tak caîâ noc nie mógî
spaê. Co zrobiê? Nie mogë pozwoliê
ograbiê go tym bezczelnym îotrom!
Pobiegî czym prëdzej do sklepu Maga.
Na miejscu byîa juû grupka osób.
Przed wejôciem staî czîowiek, który
poprzedniego dnia tak gîoôno sië
ômiaî. Dzisiaj nie byîo mu na ûarty.
Rozmawiaî o czymô ze Straûnikiem.
Sklep byî prawie pusty. Wszystkie
ksiëgi zniknëîy, butelki, amulety i
inne rzeczy równieû. Najwidoczniej
kolesie nieúle sië obîowili. Po
chwili namysîu i wpatrywania w
nieszczëôliwego wîaôciciela sklepu
podszedî do niego. Mag popatrzyî na
niego zîowrogim spojrzeniem. A, to ty
wielki Magu - powiedziaî, na twarzy
zagoôciî mu grymas niby ômiechu, niby
pogardy. Juû chyba nic nie kupisz za
te swoje gwoúdzie. Straciîem
wszystko, wszystko! Artur z wielkim
trudem zdobyî sië na sîowa - wiem kto
to zrobiî. Mëûczyzna nagle
otrzeúwiaî. Co?, skâd niby? Nooo... -
Artur popatrzyî na niebo. Wiem i
tyle. Magik krzyknâî do straûnika.
Hej, ten smyk powiedziaî wîaônie, ûe
wie coô na temat kradzieûy. Wysoki,
barczysty mëûczyzna popatrzyî na
mîodzieïca zimnym wzrokiem. Mów co
wiesz - odezwaî sië. Nie bój sië, nic
Ci sië nie stanie, dostaniesz
nagrodë! Widziaîeô coô tej nocy?
Artur zadrûaî ze strachu, przeszîa mu
myôl, iû nie byî to najlepszy pomysî.
Ale nie miaî juû odwrotu. No... -
wydukaî - wiem gdzie sâ, chodúcie za
mnâ. Lekko zdezorientowany Magik
popatrzyî na Straûnika. Panie
Euzebiuszu? - odezwaî sië do
Czarodzieja - moûe on coô naprawdë
wie? Poszli szybkim krokiem do
meliny, w której miaî sië spotkaê z
rabusiami. Po drodze wypytywany skâd
wie i co wie skruszony Artur przyznaî
sië do popeînionej zbrodni, do tego
iû uczestniczyî w tym i ûaîuje tegoû
czynu. Póúniej o tym porozmawiamy -
rzekî Mag i przyspieszyî tempo
marszu. Na miejscu jednak nie byîo
nikogo. Straûnik podszedî do
karczmarza i wypytaî go o trzech
goôci, których Artur wczeôniej im
opisaî. Wîaôciciel karczmy nic nie
widziaî i nic nie sîyszaî, jak to
moûna powiedzieê. Euzebiusz chwyciî
Artura mocno za ramië. Panie
Straûniku, mamy przynajmniej jednego
z winowajców! Artur byî teraz
przekonany, iû jego pomysî z
przyznaniem sië do winy byî
caîkowicie gîupim pomysîem. Po kilku
dniach zostaî skazany na obciëcie
prawej dîoni za kradzieû...
º58Sword/Whelpzº01